W mojej opinii, występuje pewna ogólna prawidłowość.
Otóż, gdy historyk, ekonomista, socjolog, prawnik itp zostaje politykiem, a zwłaszcza politykiem partii rządzącej (lecz nie tylko), zakłada klapki na oczy i szybko zapomina o wiedzy, warsztacie i odpowiedzialności uczonego (jeśli takowe przymioty miał), a staje się rzecznikiem bieżącego interesu partii.
Jak w starym dowcipie - "przędzej czy później, i tak się puści".
nie widziałam programu Morozowskiego, ale wiem co ów jegomość znaczy i jego historyczna wiarygodność.
W latach 80, gdy żyliśmy za pomocą kartek, talonów na na papier szary, którym podcieraliśmy się nim albo wcale - on z rodzinką wylegiwał się w wakacje, na Krymie.
"Tomasz Nałęcz oznajmił, że historyka „grzebiącego w takim śmietniku” nie nazwałby „kolegą po fachu”. "
Historyk gdy zajdzie potrzeba to i w gównie pogrzebie by wejść w posiadanie poszukiwanych artefaktów. Jedyny warunek ku temu - musi być PRAWDZIWYM historykiem, nie szmacianką z dupą na czole.
Tak na marginesie - dyplom historyka wcale nie oznacza, że jego posiadacz historykiem jest, czego pan z dupą na czole jest niepodważalnym dowodem. I mam poważne wątpliwości czy np.Pan Pospieszalski nazwałby tow.Nałęcza kolegą po fachu.
xxxxxxxxxxxxxx
Wątpliwości są wrogiem męskich decyzji dziś się ich pozbyłem blog uważam za zamknięty